pedro65 pedro65
457
BLOG

Pięćdziesiąte urodziny

pedro65 pedro65 Polityka Obserwuj notkę 2

Dawno temu, kiedy pan Andrzej Duda zaczynał dopiero naukę w podstawówce, a ja podstawówkę kończyłem, przyjechał do Polski po raz pierwszy papież Jan Paweł II. Miałem szczęście uczestniczyć w spotkaniach z nim w Krakowie, w późniejszych latach także w innych miejscach. Wielokrotnie już pisałem na tym blogu, jakie znaczenie miało to spotkanie, gromadzące setki tysięcy, a może nawet miliony ożywionych wspólną nadzieją ludzi. Jak ożywczy wpływ miało ich oderwanie od kanałów propagandy i możliwość wzajemnego policzenia się. Bardzo krótko trzeba było potem czekać na wiosnę Solidarności, która na głowie postawiła kalkulacje możnych w naszej części świata i zmusiła ich do zmiany podstaw wręcz globalnego porządku. Wielkie słowo „Solidarność”, jakie Polska podarowała światu, miało głęboko duchowy korzeń.

Jan Paweł II w 1979 roku w Polsce wezwał na pomoc Ducha Świętego i wygląda na to, że Duch Święty stawił się na wezwanie swojego namiestnika. Ówcześni eksperci, którym w głowie nie mieściło się, że sowieckie Imperium Zła może zostać pokonane bez światowego konfliktu zbrojnego, łapali się za głowy, jedni z przerażenia, inni z zachwytu, zależnie od tego, którą stronę tamtego konfliktu popierali.

Dziesięć lat później, w swoje 24 urodziny, miałem już żonę, dyplom i pracę. Polacy i mieszkańcy kilku innych krajów odzyskali wtedy możliwość decydowania o własnym kraju, jednak z realizacją tej możliwości poszło różnie. Z jednej strony był pakt, zwany umownie Okrągłym Stołem, w znacznym stopniu kontrolowany przez bezpiekę i jej wspólników, z drugiej bardzo wielu Polaków zapomniało, że wolność jest nie tylko darem ale i trudnym zadaniem i że ta wolność nie anuluje żadnych zasad i przykazań, jakimi Dobry Bóg ich obdarzył, aby nie popadli w tarapaty. W efekcie daliśmy się „uwolnić” od większości narodowego majątku, po części „uwolniliśmy się” od poczucia odpowiedzialności za małżeństwo, rodzinę i społeczeństwo, a niejasne układy władzy, służb specjalnych i biznesu powodują, że do dzisiaj nie możemy być pewni, czy mimo formalnych deklaracji Naród polski jest w Polsce suwerenny.

Po początkowym wzroście wolności dostaliśmy zatem, szczególnie w ostatnim siedmioleciu, narastające zabetonowanie układu. W końcu doszło do sytuacji niewyobrażalnej wcześniej, nawet za rządów partii postkomunistycznej, że kolejne niezaprzeczalne afery z udziałem elity rządzącej nie wpływały w najmniejszym stopniu na dalszy dostęp tej elity do władzy. Sytuacji, która mogła wydawać się beznadziejna.

Wreszcie, od roku 2014, coś zaczęło się zmieniać, beton, choć intensywnie polewany wodą z rezerwuarów głównego nurtu, wydawał się powoli kruszyć. Uczestnikiem i w pewnym sensie nową twarzą tej zmiany stał się między innymi pan Andrzej Duda, który teraz kandyduje na najwyższe stanowisko w naszym Państwie. Choć mieszkam na Podkarpaciu, w dniu zeszłorocznych eurowyborów przebywałem w Wieliczce, gdzie miałem okazję i zaszczyt na pana Dudę zagłosować. I był to od ładnych kilku lat mój pierwszy głos w wyborach, który nie poszedł na marne. Odebrałem to jako powiew nadziei, że zmiana jest możliwa.

Kolejny nie zmarnowany głos oddałem na pana Andrzeja 10 maja. Wcale nie uważałem, że jego sukces, ale również sukces p. Pawła Kukiza, jest jakąś niewyobrażalną niespodzianką. Myślę, że tylko ludzie przykuci do telewizorów mainstreamu, mogli być tym wynikiem zaskoczeni. Bo anarchia Internetu i nie korzystająca z publicznych reklam część prasy dawały jasny przekaz, że popieranie obecnego Prezydenta i rządzącej Platformy stało się już kompletnie passé. Tak zwani „młodzi wykształceni” zmienili się w międzyczasie w starszych zadłużonych i przekonali się, że obietnice PO są bajkami, a rzeczywisty program tej formacji sprowadza się do jednego stałego zdania, mocno zalatującego klasyką: „władzę należy zdobyć, a raz zdobytej nigdy nie oddać”. Bycie fajnopolakiem (PO miała sporo wyborców wśród skądinąd poczciwych ludzi, którzy bardzo pragnęli, żeby ktoś powtarzał im, że jest świetnie) staje się wobec pogłębiającego się kryzysu coraz bardziej przygnębiające i naciągane. Niektórzy mogą się co prawda jeszcze pocieszać złośliwą satysfakcją, że przychodzące po nich pokolenie „gówniarzy” ma jeszcze gorzej, skoro pracując na śmieciówkach nawet zadłużyć się nie może, to jednak niezbyt godna satysfakcja. I bardzo krótkowzroczna, zważywszy, że jedną z konsekwencji opisanej sytuacji będzie całkowita zapaść systemu podatkowego, emerytalnego i opieki medycznej. Obecna władza, funkcjonująca pod każdym względem na kredyt, przepuszczająca nawet nasze oszczędności emerytalne, rokuje w tej sytuacji fatalnie.

Czy w najbliższą niedzielę, w dzień Zesłania Ducha Świętego, możemy dokonać dobrej zmiany ? Trzeba modlić się do Bożego Ducha, aby w tej materii obdarzył głębokim i uczciwym rozeznaniem tych wszystkich, którym na Polsce zależy. A może i pozostałym, którym nie zależy, dał jakiś rodzaj opamiętania. W tak podstawowych kwestiach nie mieszanie Boga do polityki wydaje się daleko posuniętą głupotą, przynajmniej jeżeli politykę rozumiemy tak jak Arystoteles, jako sztukę rządzenia Państwem, której celem jest dobro wspólne.

25 maja, dzień po rozstrzygającej turze wyborów, będę obchodził 50 urodziny. Lecz, choć więcej niż połowę życia spędziłem w Polsce nominalnie suwerennej, wciąż mam uprawnione powody obawiać się, że zbyt wiele w naszym Państwie, zarówno w sferze publicznej, jak w wielkim biznesie dzieje się w służbie cudzych interesów. Że niejawne struktury odziedziczone po PRLu nie zostały rozbite lub skutecznie poddane służbie Narodowi, który je karmi. Że wulgarna pogarda, której strzępy poznaliśmy między innymi przez aferę taśmową, może być główną substancją napełniającą serca tych, którzy nami aktualnie rządzą. Nie chciałbym jeszcze tracić nadziei, że doczekam czasów, kiedy będziemy, nie jak mówi obecny Prezydent „mieli wpływ” na rządzenie Polską, tylko, że będziemy naprawdę gospodarzami u siebie. Ale mój czas się kurczy.

Dlatego proszę Pana, Panie Andrzeju, o urodzinowy prezent - o Pańskie zwycięstwo. Wiem doskonale, że nie spowoduje ono cudów, wiem że olbrzymią pracę, związaną z odzyskaniem realnego wpływu na Polskę, musimy wykonać wszyscy. Jednak nie wykonamy jej, nie mając nawet nadziei na możliwość dobrej zmiany. Autobusy pełne młodych Polaków wędrujących na Zachód, o których pisałem kiedyś w tekście „Migracja o świcie” są niestety niepodważalnym dowodem na to, jaka jest faktycznie sytuacja w kraju i nie da się tego dowodu zagadać interpretując, czy wręcz naciągając takie czy inne wskaźniki ekonomiczne. Nie da się też odwrócić głębokiej tendencji samymi wskaźnikami. Trzeba obudzić nadzieję i zapewnić na długo substancję, którą będzie się ona mogła karmić. Proszę wygrać i w kierunku tej nadziei nas poprowadzić.

Piotr

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka