pedro65 pedro65
542
BLOG

Warszawo, walcz !

pedro65 pedro65 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 2

 

W interesującym filmie „Troja” z 2004 roku mamy scenę, w której dowódca Troi, książę Hektor, przygotowuje swoich żołnierzy do walki. W kierunku Troi nadciąga największa armia ówczesnego świata, a wraz z nią największy wojownik - Achilles. Hektor przeczuwa, że nie zdoła przeżyć starcia z Achillesem, obawia się też, że najeźdźców nie da się pokonać. Jednak swoim żołnierzommówi prosto:

“Całe życie przeżyłem według prostego kodu: czcij bogów, kochaj swoją kobietę i broń swojej ojczyzny. Troja jest matką nas wszystkich. Walczcie za nią !”

Hektor zginie, zabity przez Achillesa, a Trojanie ulegną nieprzyjacielowi. Ginąc, staną się jednak źródłem nieśmiertelnego mitu. Obrona Troi (która jest nie tylko mitem, ale również historią) żyje od tysięcy lat w kulturze wolnych narodów. I żyje mit Hektora - prawego obrońcy o czystym sercu, gotowego walczyć do śmierci za to, co kocha. Może najbardziej znanym odniesieniem w naszej literaturze stał się tytułowy bohater ostatniej części Trylogii Sienkiewicza, Pan Wołodyjowski, którego autor książki nazwie właśnie Hektorem kamienieckim. Jego życiowa reguła jest prosta: „Czcij Boga, kochaj swoją żonę i broń swojej Ojczyzny !” . Służy wiernie krajowi przez wiele lat, dzieląc swój czas między wojnę i miłość, aż otrzyma ostatnie zadanie, najważniejsze zadanie, obronę ostatniej twierdzy chroniącej dziurawe granice Rzeczypospolitej. Wokół niego politycy toczą grę, której konsekwencją będzie oddanie twierdzy, choć można byłoby bronić jej nadal. Kiedy to nastąpi, Wołodyjowski postawiony w sytuacji bez wyjścia, wykona złożony wcześniej prosty ślub: „ … ni z murów nie ustąpię, ni szmaty białej nie zatknę, choćby mi też pod gruzami pogrześć się przyszło …”. Zamek zostaje wysadzony wraz z dowódcą i mały rycerz Michał Wołodyjowski, pierwszy żołnierz Rzeczypospolitej, Hektor kamieniecki staje się narodowym mitem. Pseudonimy „Kmicic”, „Skrzetuski” czy „Wołodyjowski” były bardzo często używane przez uczestników ruchu oporu, a czytane jawnie i potajemnie egzemplarze Trylogii miały olbrzymie znaczenie dla Polaków pod zaborami i pod okupacją II Wojny Światowej.

Sienkiewicz pisał swoje książki „ku pokrzepieniu serc”, marząc wraz z innym rodakami o powrocie utraconej wolności i w końcu marzenie się spełniło. Krótszy niż jedno pokolenie był cud ponownej wolności Polski, odzyskanej po Wielkiej Wojnie i bolszewickiej rewolucji. Jednak ten krótki czas wystarczył, aby dojrzało kolejne pokolenie ludzi o czystych sercach, gotowych umrzeć za to, co kochają. Wielu uzna dziś może takich ludzi za frajerów, zapominając, że każdy, kto oddaje swoje życie za przyjaciół, jest podobny do … Boga na krzyżu. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Cud wolności szybko się skończył, bo nasi „pragmatyczni” i konsekwentni sąsiedzi ze wschodu i zachodu nie bardzo widzieli zastosowanie dla suwerennej Polski na mapie Europy. Symboliczne jest chyba to, że początek i koniec czasu wolnej Polski wyznaczają dwie bitwy, zasługujące na miano „polskich Termopil”. W 1920 roku pod Zadwórzem batalion 330 polskich żołnierzy zatrzymał Konną Armię Budionnego. Zginęli prawie wszyscy, ale Budionny nie zdążył zdobyć Lwowa … i nie zdążył udzielić pomocy sowieckiej armii pod Warszawą. Ta bitwa w gruncie rzeczy okazała się więc wielkim, może kluczowym zwycięstwem. A w 1939 roku pod Wizną 720 Polaków powstrzymywało przez kilka dni 42 tysięczną armię generała Guderiana. Znów prawie wszyscy obrońcy zginęli. Czy tym razem na darmo ?

Po kampanii wrześniowej zapadła noc niemieckiej i sowieckiej okupacji. „Głosy z podziemia, szepty wolności”, jak śpiewa szwedzki zespół Sabaton, nie ustały jednak nigdy. Polacy kochali swoją wolność i choć odebrano im ją w nieuczciwej transakcji, byli gotowi ponownie za nią zapłacić. Zupełnie wyjątkowa była zaś w Polsce od pierwszych dni wojny rola Warszawy. Od obrony miasta w 1939 roku, przez prześladowania mieszkańców, Powstanie w Getcie, aż do ostatecznego zrywu latem 1944 roku, po którym ledwo pozostał ze stolicy kamień na kamieniu.

Sytuacja walczącej Warszawy była gorsza niż sytuacja Troi, gorsza nawet, niż sytuacja oblężonego przez Turków Kamieńca. Walczący nie byli idiotami i od chwili, kiedy okazało się, że „alianci” ze wschodu na pomoc nie przyjdą, rozumieli, że prowadzą przegraną walkę. A jednak każdy, kto wejdzie głębiej w życie codzienne oblężonego miasta, kto zapozna się ze świadectwami Powstańców, ze zdumieniem odkryje, że ich dominującym uczuciem była w tamtych dniach … radość. Byli tak zachwyceni odzyskaną na krótko wolnością, dumni ze znowu własnego miasta, że nadzieja była w ich sercach silniejsza od rozpaczy. Żyli trochę tak, jak w tekście popularnej piosenki z czasów Powstania:

„Każdy chłopaczek chce być ranny,
sanitariuszki - morowe panny,
więc gdy cię kulka trafi jaka,
poprosisz pannę, da ci buziaka, hej !”

Czy to nam czegoś nie przypomina ? „Czcij Boga, kochaj dziewczynę, broń Ojczyzny !”. Mit Hektora żył w walczącej Warszawie. I choć całe miasto umarło, jednocześnie osiągnęło nieśmiertelność. Znak Powstania, symbol Polski Walczącej, mimo dziesięcioleci komunistycznej pogardy albo przemilczania, stał się znakiem nadziei, do jego symboliki odwoływała się między innymi Solidarność. Bardzo trafnie opisał sens walki, którą podjęła Warszawa Jan Paweł II w roku 1979: „Nie sposób zrozumieć tego miasta, Warszawy, stolicy Polski, która w roku 1944 zdecydowała się na nierówną walkę z najeźdźcą, na walkę, w której została opuszczona przez sprzymierzone potęgi, na walkę, w której legła pod własnymi gruzami, jeśli się nie pamięta, że pod tymi samymi gruzami legł również Chrystus-Zbawiciel ze swoim krzyżem sprzed kościoła na Krakowskim Przedmieściu.”

Dlatego gorąco zachęcam wszystkich, dla których wolność Polski i Polaków ma znaczenie, aby dowiedzieli się jak najwięcej o dziejach i znaczeniu Powstania Warszawskiego, a tych, którzy odwiedzą Warszawę, aby znaleźli czas (dużo czasu, najlepiej cały dzień) na odwiedzenie jego Muzeum. To niezwykłe miejsce jest chyba jednym z najcenniejszych dzieł, jakie pozostawił nam świętej pamięci Prezydent Lech Kaczyński. Naprawdę trzeba tam być ! Gadżet z kolorowym ekranem, kurs franka szwajcarskiego, czy praca w Londynie nie powiedzą nam, kim jesteśmy, skąd wzięliśmy się i dokąd zmierzamy jako Naród. Krwawe gry komputerowe nie nauczą naszych dzieci, na czym polega prawdziwy strach i prawdziwa Odwaga. Ale mogą nam to na pewno przekazać mali chłopcy w zbyt wielkich hełmach i szare dziewczęta z opaskami na ramionach. Mogą nas nauczyć, dlaczego prawdziwa wolność musi tak dużo kosztować. I dlaczego pomimo wysokiej ceny, a może właśnie z jej powodu, tylko rzeczywista wolność jest źródłem prawdziwej radości.

Pierwszy raz byłem w Muzeum kilka lat temu, przebywając w Warszawie na szkoleniu. Miejsce zaskoczyło mnie połączeniem najlepszej polskiej tradycji i historii z technologicznie zaawansowaną i starannie przemyślaną formą prezentacji. Są tam małe, wielkie i olbrzymie eksponaty, prezentacje filmowe i multimedialne, ale i mnóstwo dokumentów do czytania. Są fotogramy, listy i pocztówki powstańczej poczty, jest starannie dobrane światło i dźwięk. Możemy na chwilę zanurzyć się w świecie, którego już nie ma, w świecie wolnych Polaków.

Po raz drugi odwiedziłem Muzeum w maju tego roku z rodziną, w tym z sześcioletnim synem. Właściwie nie wiedziałem, czy mały chłopiec powinien wchodzić w tak trudną rzeczywistość, a skoro sam odwiedziłem już wcześniej Muzeum, myślałem, że zabiorę go „na miasto”, gdy starsi będą zwiedzać. Ponieważ jednak w niedzielę wstęp był bezpłatny, postanowiłem wejść na chwilę. Chwila przedłużyła się do około półtorej godziny, po której mały miał już dosyć. Jednak oglądał ekspozycję z wielką uwagą, dużo pytał, sporo mu tłumaczyłem, omijając oczywiście miejsca i sceny oznaczone jako drastyczne.

Polska Nadzieja

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, w upalny dzień majowy, usiedliśmy na ławeczce na dziedzińcu. Na murze syn zobaczył jeszcze raz znak Polski Walczącej, którego znaczenie objaśniałem mu w środku. Przyglądał mu się dłuższą chwilę. Po czym powiedział powoli, z powagą, jaka jest możliwa tylko u małych dzieci i u świętych:  „Litera P i kotwica - znaczy …Polska … nadzieja, że walka się uda !”

Nie miałem więcej pytań.

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura