pedro65 pedro65
416
BLOG

Długi marsz sześciolatka

pedro65 pedro65 Polityka Obserwuj notkę 3

 

Dla rodziców dzieci sześcioletnich nadszedł ponownie czas decyzji: wybrać dla nich zachwalany przez rząd i media „szybki start” w szkole podstawowej, czy „przedłużone dzieciństwo” w przedszkolu. Władze samorządowe i nauczyciele z podstawówek z oczywistych względów będą popierać to pierwsze rozwiązanie: dzieci szkolne są finansowane „z innej kasy” niż przedszkolaki, więc mniej obciążają samorząd, zapewniając przy okazji etaty nauczycielom, których mamy bardzo wielu - stosunek ich liczby do liczby uczniów już kilka lat temu wynosił 1:11 i chyba nadal się pogarsza. Swoją drogą to ciekawostka matematyczna - skoro etat nauczyciela wynosi mniej więcej tyle samo godzin co tygodniowy plan ucznia, to albo klasy powinny mieć po 11-12 dzieci, albo co najmniej połowa nauczycieli - nie uczy !

Zostawmy jednak nauczycieli. Rodzice - dopóki mają wybór, powinni myśleć przede wszystkim o tym, co jest dobre dla ich dzieci.

Władza podpiera argumenty za wcześniejszym startem w edukację szkolną różnymi manipulacjami. Poza nierównym dostępem do finansowania publicznego jest też sztuczne „uwstecznianie” edukacji starszych przedszkolaków z jednoczesnym podnoszeniem wymagań w klasie pierwszej. Były rzecznik MEN (zwolniony po tym, jak wyszły na jaw jego ulubione techniki manipulowania dziennikarzami) mówił w telewizji śniadaniowej o „edukacji” w pierwszej klasie i „opiece” przedszkolnej - zupełnie, jakby uczenie dzieci w przedszkolu było czymś niewłaściwym, obrzydliwym może ? W moim powiatowym mieście lokalna prasa cytowała wypowiedź prezydenta POstępowego POznania, sugerującą, że protestują ci rodzice, którzy nie zdają sobie sprawy z tego, co się dzieje. W domyśle: wystarczy poznać, jak jest świetnie, żeby zaakceptować nowy porządek. Zupełnie, jakby to właśnie ludzie nieświadomi byli bardziej skłonni do organizowania i popierania protestów, niż do tępego gapienia się w telewizor.

Tym razem „nieświadomych” uzbierało się prawie 350 tysięcy, bo tyle podpisów złożono pod obywatelskim projektem ustawy w sprawie sześciolatków. Jest on nadal w Sejmie (patrz: http://ratujmaluchy.pl/), pozostaje więc nadzieja, że da się utrzymać system, w którym to rodzice wybiorą rok startu szkolnego swoich dzieci, a finansowanie ich edukacji będzie przejrzyste i sprawiedliwe. Nadzieja o tyle słaba, że obecna władza wykazała się już arogancją wobec wyborców w dużo większych sprawach, jak choćby referendum emerytalnego. A swoją drogą - czy zauważyli Państwo, że wg naszej konstytucji Naród, formalnie suweren Rzeczypospolitej, nie ma prawa zarządzić referendum ?

Jeżeli zwycięży koncepcja rządu, to za rok jakimś argumentem za posłaniem 6-latka do szkoły wcześniej będzie ścigająca go „fala” roczników 2007/2008, stworzona przez bezmyślny sposób wprowadzania tej reformy i powodująca równoczesny start i potem nieustanną konkurencję na rynku edukacji i rynku pracy takiego zdwojonego rocznika. Ciekawe, że po akcji „Ratuj Maluchy” rząd przesunął termin wprowadzenia tej fali o dwa lata, ale nie zmienił samej zasady, choć można było dokonać „odmłodzenia” pierwszej klasy znacznie łagodniej, na przykład co roku dziećmi urodzonymi w kolejnych kwartałach. Biorąc pod uwagę, że dwie kolejne „ministry” edukacji ukończyły matematykę, metoda fali nie może chyba wynikać wprost z głupoty, tylko raczej z arogancji wobec obywateli lub ze strachu przed odpowiedzialnością.

Istotny jest i będzie wpływ psychiczny całej zmiany na dzieci. Do niedawna zgodę na wcześniejsze posłanie dziecka do szkoły musiał potwierdzić psycholog. Teraz te same maluchy mają „dojrzałość szkolną” zagwarantowaną ustawowo i psychologa pytać nie trzeba. Usiłuje się nam wmówić, że w nowych czasach dzieci szybciej się rozwijają, najczęściej jako przykład podając łatwość operowania mediami elektronicznymi. Jest to jednak argument podwójnie nietrafny - przedwczesny, szeroki dostęp dziecka do kalkulatora, komputera, komórki czy Internetu nie rozwija go intelektualnie (szerzej pisałem o tym w tekście „Edukacja seksualno-internetowa pierwszaków”) zaś jego dojrzałość psychiczną i emocjonalną wręcz uwstecznia, żeby nie powiedzieć masakruje. Tymczasem raz podjętą decyzję o wcześniejszym posłaniu dziecka do szkoły bardzo trudno będzie cofnąć, jeżeli takie młodsze dziecko nie będzie sobie radzić psychicznie lub emocjonalnie.

Duże znaczenie ma też bardziej odległa perspektywa. Warto pamiętać, że sześcioletni pierwszoklasista będzie w wieku 14-15 lat decydował o wyborze technikum bądź liceum, a rok później ostatecznie wybierał profil studiów i w dużym stopniu życiową karierę. To efekt nowego programu nauczania, z wykształceniem ogólnym kończącym się na pierwszej klasie szkoły średniej. Jednak większość dzieci/młodzieży w tym wieku nie ma jeszcze zbyt poważnego stosunku do swojej przyszłości. Czy zachwalany „wcześniejszy start” ma wobec tego oznaczać mniej dojrzałe życiowe decyzje ? I wreszcie - czy to sensowne, że ponad połowa maturzystów po egzaminie nie będzie jeszcze pełnoletnia ?

Na koniec perspektywa najdalsza. Znalazłem oto w sieci ponury żart obrazkowy. Na zdjęciu babcia z wnuczką. Babcia mówi: "w twoim wieku wnusiu już pracowałam", wnuczka odpowiada: "w twoim wieku babciu jeszcze będę !" Nasi reformatorzy chcą jak widać, żeby obecne małe dzieci zasuwały zgodnie z receptą konia Boxer'a z "Folwarku zwierzęcego" Orwell'a zarówno w wieku wnusi, jak i w wieku babci. A najlepiej rzecz jasna, gdyby pracowały do śmierci. Wszak dziewczynka posłana do szkoły jako sześciolatka ma pracować (oczywiście jeżeli znajdzie i utrzyma pracę) o OSIEM lat dłużej, niż obecna 60-latka. Na osłodę dostaje opowieść o tym, że więcej sobie na emeryturę odłoży.

Tę opowieść można jednak śmiało między bajki włożyć - czy to pierwszy raz obiecują nam solennie, jak owocnie będziemy "sobie" na starość odkładać ?

pedro65
O mnie pedro65

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka